Problemy związane z zasięgiem i infrastrukturą ładowania oraz wysokie ceny „elektryków” nie sprzyjają rodzimemu rozwojowi elektromobilności. Dlatego walkę z drożyzną w tym segmencie zainicjował po raz kolejny polski rząd, który 12 lipca uruchomił „Mojego elektryka” – program dopłat do aut zeroemisyjnych, dzięki któremu klienci indywidualni mogą liczyć na dofinansowanie w wysokości do 27 tys. zł.
Do batalii o przystępność samochodów zeroemisyjnych dołączyła także Kia, która wystartowała z inicjatywą „GoElectric”. Program marki to w rzeczywistości kilka promocji, które nakładają się na siebie, a do tego łączą się ze wsparciem, jakie oferuje państwo. Klient, który otrzyma wsparcie z „Mojego elektryka” i spełni wszystkie warunki producenta, może zaoszczędzić łącznie nawet do 50 tys. zł.
Na 7,7 tys. zł premii mogą liczyć kierowcy w ramach odkupu auta używanego z silnikiem spalinowym, choć samochód musi mieć ważną polisę ubezpieczeniową i badania techniczne. Rabat jest dostępny dla klientów zainteresowanych zakupem modeli e-Soul i e-Niro z 2021 r.
Jeszcze większe korzyści można osiągnąć dzięki inicjatywie „Kia Eco Drivers” przeznaczonej dla osób, które na swojej posesji zamontowały instalację fotowoltaiczną. Beneficjenci programu otrzymają ulgę w wysokości 7 proc. wartości pojazdu – do 13,8 tys. w przypadku e-Niro oraz 13,4 tys., jeśli wybiorą model e-Soul.
Warto wspomnieć również o mniejszych bonusach, takich jak 50-proc. ulga na zakup ładowarki Kia Charge Home. Na efekty inicjatywy Kii jeszcze poczekamy, ale już teraz możemy pokusić się o stwierdzenie, że koreańska marka wie, co robi – rosnący udział na polskim rynku, a do tego lepsza dostępność aut w dobie ograniczonej podaży podzespołów wyraźnie o tym świadczą.