Do pierwszego kwietnia jeszcze daleko, nic więc dziwnego, że inicjatywa Jima Andersona, amerykańskiego senatora z ramienia Republikanów, wywołała w mediach pewną konsternację. 13 stycznia do Senatu trafiła rezolucja dotycząca planów zakazu sprzedaży aut elektrycznych – w liczącym kilka stron dokumencie autorzy tekstu tłumaczą, dlaczego elektromobilność stanowi zagrożenie dla regionu i co należy w związku z tym zrobić.
Projekt zaproponowany przez władze Wyoming, chociaż groźny w swoim wydźwięku, nie nakłada na producentów żadnego rzeczywistego zakazu – to raczej odezwa do mieszkańców, by ci wspierali tradycyjną motoryzację. Sam Anderson przyznaje zresztą, że „nie ma żadnych problemów z pojazdami elektrycznymi”, a nowa ustawa to przede wszystkim okazja do poważnej rozmowy na temat przyszłości rynku samochodowego w USA i zasygnalizowania, że nie wszyscy są zadowoleni z podjętych przez niektóre amerykańskie stany (w szczególności Kalifornię i Nowy Jork) działań na rzecz eliminacji aut spalinowych ze sprzedaży w połowie następnej dekady.
Chociaż Wyoming jest najmniej zaludnionym stanem USA (w obrębie jego granic żyje nieco ponad pół miliona ludzi), pozostaje ósmym największym producentem ropy naftowej i dziewiątym pod względem produkcji gazu ziemnego. Sektor wydobywczy stanowi wraz z turystyką główne źródło przychodów mieszkańców, a przy tym odpowiada za istotny procent zatrudnienia. Trudno więc dziwić się obawom lokalnych władz, że decyzja Kalifornii może wywołać efekt domina, który niełatwo będzie zatrzymać (wspominany stan wielokrotnie stanowił „poligon doświadczalny” dla nowych rozwiązań, które następnie rozprzestrzeniały się z czasem na resztę kraju) i który może przyczynić się do zubożenia rejonu.