Decyzja władz Wielkiej Brytanii to konsekwencja m.in. stanowiska producentów, którzy byli przeciwni rozwiązaniom, które mogłyby „oddalić” rynek brytyjski od Europy. Według ekspertów z branży motoryzacyjnej konieczność funkcjonowania z dwoma „zestawami” regulacji – jednym dla UE, drugim dla UK – nie byłaby dla producentów ani specjalnie wygodna, ani opłacalna. Co więcej, utrzymanie wspólnego prawa w zakresie niskoemisyjności jest – jak powiedział w rozmowie z portalem Automotive News David Bailey, profesor ekonomii biznesu – „niezbędne do dalszego stymulowania popytu na samochody elektryczne”.
Wydaje się zresztą, że rząd brytyjski już na wstępie miał w tym temacie ograniczoną swobodę decyzji ze względu na umowy, które gwarantowały Irlandii Północnej możliwość pozostania przy unijnym prawodawstwie – przynajmniej w omawianym zakresie. W praktyce oznacza to, że na terenie Wielkiej Brytanii najprawdopodobniej będą obowiązywały takie same limity, kary i założenia w zakresie emisji CO2, jak w całej Unii. Mowa tu także o normach ustalonych na kolejne lata, czyli zmniejszenie emisji CO2 o 15 proc. do 2025 r. oraz o 37,5 proc. – do roku 2030.
Zdjęcie: Wikimedia, Maurice