Według danych opublikowanych przez ACEA przed rokiem na świecie zarejestrowano 63,4 mln nowych pojazdów wobec 74,9 mln aut w roku 2019. Głównym rynkiem zbytu dla branży pozostaje Azja, której udział w globalnej sprzedaży wzrósł niemal do połowy (48,3 proc.). Region azjatycki okazał się stosunkowo odporny na perypetie związane z pandemią koronawirusa i w rezultacie liczba zarejestrowanych nowych samochodów zmniejszyła się tam „zaledwie” o 9,7 proc., na co znaczący wpływ miał dobry wynik chińskiej gospodarki. W 2020 r. Chińczycy sprzedali 19,7 mln pojazdów, o 6,8 proc. mniej niż przed rokiem, a ich udział w rynku wzrósł do 31,1 proc. W nieco większym stopniu kryzys dotknął Japonię (-11,2 proc.), która zarejestrowała niecałe 4 mln aut oraz Indie (-18,9 proc.) – 2,5 mln szt. Zdumiewającą odporność na problemy związane z Covidem wykazała z kolei Korea Płd. – tamtejsza branża jako jedna z nielicznych na świecie zwiększyła wolumen sprzedaży (i to nie mało, bo o 9 proc.).
Po drugiej stronie znajduje się Europa, która zaliczyła największy spadek wśród czołowych graczy rynku motoryzacyjnego. Łączna sprzedaż spadła tu o 20,6 proc. (a na terenie UE nawet o 23,7 proc.). Światowy udział Starego Kontynentu wyniósł 22,7 proc. (14,4 mln aut), ale już samej Unii – tylko 15,7 proc. (9,9 mln pojazdów), na co niebagatelny wpływ miał brexit. Brexit wpłynął zresztą istotnie na sprzedaż w Wielkiej Brytanii, która zanotowała niemal 30-proc. spadek wolumenu. Co ciekawe, z pandemii obronną ręką (przynajmniej w kwestii motoryzacji) wyszły kraje południowej i wschodniej Europy nienależące do UE. W Rosji straty zredukowano do 8,1 proc., a w Turcji sprzedaż nowych aut wzrosła przeszło o połowę (!), do ponad 600 tys. szt.
Gorzej od Chin, ale lepiej od Europy poradziły sobie Stany Zjednoczone. Z tamtejszych salonów wyjechało 11,2 mln nowych aut, co przełożyło się na 17,7-proc. udział w globalnym rynku, zaś łączny wynik USA (-16,6 proc.) plasuje się nieco poniżej średniej światowej.
O tym, że rola Chin w przemyśle motoryzacyjnym wzrasta, głównie kosztem Europy, wiadomo nie od dziś. Na pocieszenie można dodać, że rok 2020 był pod tym względem naprawdę wyjątkowy (oczywiście w negatywnym sensie) – oprócz pandemii mieliśmy do czynienia z nieco chaotycznym, przedłużającym się brexitem, który hamował nastroje konsumpcyjne, a do tego doszły jeszcze surowe normy emisji CO2, które wymusiły na producentach m.in. rezygnację ze strategii sprzedaży nastawionej głównie na wolumen.