Carlos Tavares, dyrektor generalny Stellantis, w rozmowie z telewizją CNN Business przekonuje, że wstrzymanie działalności w Rosji uderzyłoby w zatrudnionych tam pracowników, a nie we Władimira Putina. „Uważamy, że nie powinniśmy mieszać reżimu i ludzi” – ocenia szef koncernu powstałego z połączenia grup FCA i PSA. „Reżim to jedno, obywatele to drugie” – dodaje.
Stellantis prowadzi fabrykę w Kałudze (około 145 km od Moskwy) jako spółka joint venture wraz z Mitsubishi. Zakład zatrudnia 2700 osób, które rocznie produkują 11 tys. użytkowych aut dostawczych marek Peugeot, Opel i Citroën. Tavares podkreśla: „Szanujemy i kochamy lokalną społeczność. Mamy ludzi w Ukrainie, o których dbamy. To samo robimy z naszymi pracownikami w Rosji – i ich też kochamy”. Co ciekawe, Tavares przyznał, że fabryka w Kałudze i tak może niebawem zawiesić prace z uwagi na brak części.
Decyzja koncernu może wzbudzać kontrowersje, i to nawet mimo że Stellantis przekazał w marcu milion euro na fundusz pomocy ukraińskim uchodźcom, ogłaszając przy okazji, że zastosuje się do wszystkich sankcji, które mogą odnosić się do firmy. Poza koncernami motoryzacyjnymi, takimi jak Volkswagen, Audi czy BMW, swą działalność w Rosji zawiesili lub wycofali giganci z innych branż, m.in. McDonald’s, Coca-Cola, Pepsi, Starbucks, Apple, Microsoft i Samsung.