W fabrykach brakuje podzespołów, pojawiają się ponadto utrudnienia w transporcie międzynarodowym. To wszystko skutkuje brakiem nowych aut. Taki stan nie jest wyłącznie spowodowany pandemią, ale i ostrą zimą w Teksasie czy pożarem fabryki w Japonii – sytuacjami, które utrudniły dostęp do półprzewodników i chipów.
„Terminy odbioru są coraz bardziej odległe. Stocki samochodowe są prawie wyprzedane. Po roczniku 2020 nie ma już praktycznie śladu. Produkcja nowych modeli jest wydłużona o co najmniej miesiąc, choć są przypadki, że czas produkcji przesuwa się o pół roku i więcej. Widzimy nawet takie sytuacje, że auta, które miały zjechać z taśm produkcyjnych w pierwszym kwartale, zostały przesunięte z dostawą na czwarty kwartał” – twierdzi Michał Knitter, wiceprezes Carsmile.
Producenci, czekając na dostawy wyświetlaczy, automatycznych skrzyń biegów czy nawet foteli, stają przed dużym wyzwaniem. Nissan został zmuszony przerwać produkcję w zakładach w USA i Meksyku, a Stellantis produkuje auta ciężarowe bez chipów. Koncern liczy, że sytuacja niedługo się zmieni i będzie mógł dołożyć brakujące części.
A to tylko kilka przykładów, bo kłopoty odczuwają także Volkswagen, Toyota, Renault, Ford, Honda czy marki należące do General Motors. Ford oszacował, że braki półprzewodników wpłyną na pomniejszenie zysku o 2,5 mld dol. W wypadku General Motors będzie to około 2 mld dol.
Źródło: „Rzeczpospolita”