O losie fabryki Nissana wspominaliśmy w ostatnim numerze Dealera w artykule „Europa na peryferiach”. Wtedy prognozy były znacznie gorsze – wiele wskazywało na to, że japoński producent już postawił na zakładzie „krzyżyk”. Z pomocą pośpieszył jednak hiszpański rząd, który zaczął prowadzić negocjacje mające na celu uratowanie fabryki – a jeśli nie byłoby to możliwe, to przynajmniej odroczenie decyzji o zamknięciu.
Przełom nastąpił pod koniec lipca, ale na dobrą wiadomość przyszło nam poczekać aż do sierpnia, kiedy Nissan zgodził się przesunąć zamknięcie zakładu do grudnia 2021 r. Producent zobowiązał się, że do tego czasu nie będzie masowych zwolnień, a fabryka, zamknięta na początku maja w związku z lockdownem, wznowi produkcję pod koniec sierpnia. „To najlepsze wyjście dla wszystkich stron. Zapewni dodatkowy czas na znalezienie alternatywnego rozwiązania” – oświadczył Frank Torres, główny negocjator po stronie Nissana. I rzeczywiście, władze Hiszpanii zamierzają spożytkować ten czas, aby znaleźć chętnych, którzy podejmą się zakupu fabryki. Jednym z nich może być Ineos, petrochemiczne przedsiębiorstwo z Wielkiej Brytanii, które myśli o konstrukcji Grenadiera – terenówki, anonsowanej przez producenta jako „rywal dla Land Rovera”. Firma szuka placówki, w której mogłaby produkować nowe samochody – jedną z pozycji na liście (chociaż nie najważniejszą) jest właśnie fabryka w Barcelonie.
A jeśli nie znajdzie się inwestor? Wtedy zwolnienie czeka prawdopodobnie około 3 tys. pracowników zakładu. Nissan szacuje, że zamknięcie fabryki, w której produkowane są japońskie vany oraz model Navara, będzie kosztować prawie 2 mld euro. Proces konstrukcyjny zostanie prawdopodobnie przeniesiony do RPA oraz zakładów Renault we Francji.
Zdjęcie: Poland Nissan News