Jeszcze w zeszłym tygodniu klienci niemieckich salonów mogli zamawiać nowe samochody elektryczne, licząc, że kwota, którą będą musieli zapłacić, zostanie zredukowana o dofinansowanie rzędu od 4,5 do 6 tys. euro. Wszystko zmieniło się w trakcie ostatniego weekendu wraz z nagłym ogłoszeniem decyzji władz o zakończeniu wsparcia dla osób decydujących się na zakup auta elektrycznego. Potencjalni klienci otrzymali zaledwie dwa dni na rejestrację nowego pojazdu i złożenie odpowiedniego wniosku, bo termin zamknięcia programu przesunięto na 17 grudnia.
Nieoczekiwane posunięcie niemieckich władz jest wynikiem decyzji Federalnego Trybunału Konstytucyjnego, który orzekł, że przeniesienie niewykorzystanych środków pochodzących z długu zaciągniętego na poczet walki z pandemią do KTF, czyli Funduszu dla Energii i Klimatu (z którego finansowane były dotacje do aut elektrycznych) było niezgodne z niemiecką konstytucją. W efekcie z puli pieniężnej, przeznaczonej, przynajmniej po części, na dopłaty dla klientów, w jednej chwili zniknęło 60 mld dol.
Skutków wyroku i to zarówno w perspektywie krótko-, jak i długoterminowej obawia się branża dealerska. Przewiduje się, że brak środków na dalsze zachęty (które najprawdopodobniej nie wrócą w 2024 r., jeśli w ogóle) może negatywnie wpłynąć na dalszą popularyzację aut na prąd, zwłaszcza w obliczu mniejszego od spodziewanego popytu.
W najbliższych tygodniach większe kłopoty mogą jednak czekać dealerów oraz ich klientów, bo choć wszystkie wnioski złożone do 17 grudnia zostaną rozpatrzone, to już sytuacja osób, które zdecydowały się zamówić auto, ale nie zdołały go jeszcze zarejestrować, jest już zgoła inna. A takich pojazdów, według Arne Joswiga, prezesa niemieckiego stowarzyszenia branżowego ZDK, może być nawet 60 tys. Zdaniem Joswiga w tej sytuacji rząd powinien przedłużyć możliwość składania wniosku przynajmniej do 31 grudnia, aby nie doprowadzić do sytuacji, w której wiele tysięcy osób poczuje się oszukane przez państwo (a praktyka dowodzi, że w takich okolicznościach często obrywa się również dealerom).
Z drugiej strony pojawiają się głosy, że popularność aut elektrycznych za naszą zachodnią granicą przekroczyła już poziom, który uzasadniałby dalsze subsydiowanie tego rodzaju pojazdów. Nawet gdybyśmy zgodzili się z tego rodzaju argumentacją, to trzeba powiedzieć, że „styl”, w jakim przeprowadziły to władze federalne, pozostawia wiele do życzenia.