Pół roku temu prezesem Jaguar Land Rover został Thierry Bollore. W ostatnich dniach nowy szef JLR zapowiedział obszerne zmiany w obrębie koncernu w ramach strategii „Reimagine”. O planach firmy w zakresie elektryfikacji pisaliśmy poprzednim razem, teraz skupimy się na innych „punktach programu”. A jednym z nich jest „rozdział” między brandami należącymi do koncernu. Chodzi o stworzenie wyraźnego wizerunku dla obu marek, przy czym Land Rover będzie się koncentrował na SUV-ach, zaś Jaguar w większym stopniu skupi się na elektryfikacji oferty. W rezultacie mówi się o okrojeniu oferty modelowej Jaguara, a także wykorzystaniu odmiennych platform do produkcji aut elektrycznych.
Jak zapowiedział Bollore, „powodem takich działań jest zapewnienie obu markom jasnej pozycji, dystansując Jaguara od podstawowych produktów Land Rovera”. Ale eksperci donoszą, że decyzja o zwiększeniu niezależności obu marek może mieć inne podłoże – chęć sprzedaży marki przez JLR i Tata Motors. W 2020 r. globalna sprzedaż JLR spadła o 24 proc., do 426 tys. aut, z czego 323 tys. szt. stanowiły Land Rovery, a tylko 102 tys. szt. pojazdy spod brandu Jaguara. Niezależnie od tego nowy prezes JLR zapowiedział już cięcie kosztów, w tym m.in. likwidację 2 tys. miejsc pracy.
Zmiany, które proponuje Bollore, mogą stanowić wyzwanie dla producenta samochodów, który oprócz pandemii musiał zmagać się także z Brexitem. Do tego doszły rygorystyczne przepisy związane z emisją spalin i spadek eksportu do Chin. W rezultacie w zeszłym roku JLR nie zdołał zmieścić się w limicie dotyczącym dozwolonej emisji dwutlenku węgla i musiał odłożyć 35 mln funtów na kary nałożone przez Unię Europejską. Dalszą presję na producentach będzie wywierała ponadto Wielka Brytania, która do 2030 r. ma zakazać sprzedaży samochodów benzynowych oraz dieslów.
