Fala wzrostów, nieco nieoczekiwana wobec problemów popytowych, które miały wyhamować branżę, poprawiła nastroje w motoryzacji i sprawiła, że w kuluarach zaczęto nieśmiało szeptać o powolnym powrocie „do normalności”, czyli sytuacji sprzed wybuchu pandemii w 2020 r. A skoro tak, to wypadałoby porównać wolumeny uzyskane na koniec roku 2019 r. z tymi obecnie – sprawdzić, kto tak naprawdę wygrał (przynajmniej pod kątem suchych liczb), a kto dobre wyniki z ostatnich dwunastu miesięcy może tłumaczyć jedynie niską bazą z lat poprzednich.
Zacznijmy od przypomnienia, że do roku 2019 brakuje nam nadal sporo – wówczas na europejskie drogi wyjechało 15,8 mln nowych aut, czyli o 3 mln więcej niż w roku ubiegłym. Rezultat poniżej branżowej średniej (zbliżonej do 20 proc.) uzyskali m.in. Niemcy – największy samochodowy rynek Starego Kontynentu skurczył się w tym czasie o 21,2 proc., z 3,6 do jedynie 2,8 mln pojazdów.
Wśród kluczowych motoryzacyjnych graczy Europy gorzej radziła sobie tylko Hiszpania, która od wybuchu pandemii zmniejszyła sprzedaż aut o jedną czwartą. Nieco szybciej z kryzysu wychodziły natomiast Francja (-19,9 proc.), Włochy (-18,4 proc.) i Zjednoczone Królestwo (-17,7 proc.), które dzięki temu umocniło się na pozycji europejskiego wicelidera (1,9 mln samochodów osobowych zarejestrowanych w 2023 r.). Na tle najważniejszych zachodnich rynków całkiem dobrze prezentuje się sytuacja Polski – 475 tys. aut w 2023 to o 14,5 proc. mniej niż cztery lata wcześniej.
Przynajmniej równie ważna jest sytuacja konkretnych marek – w 2019 r. sprzedażowe TOP5 tworzyły Volkswagen, Renault, Peugeot, Ford i Mercedes. Z tego grona w 2023 r. pozycję w czołówce utrzymały już tylko Volkswagen i Mercedes, zaś przebudowaną piątkę uzupełniły Toyota, BMW oraz Audi.
Przejdźmy jednak do liczb: VW, choć obronił „pole position”, nie ma specjalnych powodów do zadowolenia, bo w badanym okresie zmniejszył sprzedaż o 23,3 proc., z 1,8 do 1,4 mln samochodów. Jeszcze większy spadek zanotował numer dwa z 2019 r. – w Renault doszło do prawdziwej zapaści, która skutkowała 36-proc. tąpnięciem. Jedyna marka obok Volkswagena, która przed pandemią przebiła milion, teraz musiała zadowolić się wolumenem na poziomie 681 tys. nowych aut. Także pozostali przedstawiciele starego TOP5 ponieśli duże straty – Peugeot o 33,8 proc., Mercedes o 24,4 proc., zaś Ford – aż o 46,4 proc. (z 965 do 518 tys. szt.!)
Listę najpopularniejszych brandów, które z turbulencji w latach 2020-2022 wyszły bardzo mocno przetrzebione, uzupełniły ponadto Opel (-43,7 proc., jeszcze niedawno sklasyfikowany na szóstym miejscu), Citroen (-42 proc.), Seat (ale to akurat wynik podziału marki), a także Fiat (-42,3 proc.),
Przeciwwagę dla „spadkowiczów” stanowiły przede wszystkim dwie marki z Dalekiego Wschodu – Toyota, która wyraźnie poprawiła swoje liczby względem czasów przed-covidowych (+12 proc.), a do tego Kia, która dokonała podobnej sztuki (+13,9 proc.). Na uwagę zasłużyły ponadto Hyundai (-5,2 proc.), Dacia (-4,2 proc.) oraz nowy lider segmentu premium, czyli Audi (-1,4 proc.).
Nie można wreszcie nie wspomnieć o Tesli, która na koniec 2019 r. nawet nie figurowała w bazie ACEA. Obecnie amerykański producent, z wynikiem rzędu 366 tys. nowych samochodów, stał się już poważnym graczem na europejskim rynku, kończąc rok na 16. pozycji w rankingu.