Ledwie dwa tygodnie temu pisaliśmy o kolejnych kalifornijskich regulacjach wymierzonych przeciwko spalinowej motoryzacji. Chodziło o plan zakazu sprzedaży samochodów ciężarowych wyposażonych w tradycyjne napędy do 2036 r. Podczas gdy część amerykańskich stanów prześciga się jednak w forsowaniu kolejnych zakazów, w innych dealerzy ani myślą o sprzedaży pojazdów niskoemisyjnych – tak przynajmniej wynika z ogólnokrajowego raportu organizacji Sierra Club dotyczącego doświadczeń związanych z zakupami samochodów elektrycznych (BEV i PHEV). Pracownicy klubu odwiedzili łącznie ponad 800 stacji na terenie 50 stanów.
Okazało się, że w trakcie wizyty dwie trzecie z nich nie dysponowało żadnym autem elektrycznym dostępnym na sprzedaż. Największe problemy podażowe spośród 15 badanych producentów dotyczyły Toyoty oraz Hondy, gdzie dostępność nie przekraczała 15 proc., i to pomimo niezbyt wysokiego wolumenu sprzedaży. Niedobory „elektryków” omijały natomiast producentów premium – BMW i Mercedesa (w raporcie nie uwzględniono firm opierających się na modelu dystrybucji bezpośredniej z pominięciem dealerów), wśród których szanse na znalezienie auta elektrycznego z reguły przekraczały 80 proc. Popatrzmy jeszcze na liderów sprzedaży w tym segmencie. Hyundai, Ford, Stellantis i Volkswagen notowały wyniki na poziomie 30-45 proc., przy czym Hyundai radził sobie najlepiej, a Stellantis najgorzej.
Być może najciekawszym wnioskiem płynącym z raportu jest jednak znaczna niechęć dużej części branży dealerskiej do sprzedaży aut elektrycznych. Prawie połowa firm, które na stoku nie posiadały żadnego „elektryka”, przyznała, że nie oferowałaby pojazdów elektrycznych niezależnie od producenckiego przydziału. W 16 stanach, które śladem Kalifornii, tj. w imię programu ZEV (Zero Emission Vehicle), zaczęły zapowiadać terminy zakazu handlu nowymi autami spalinowymi, sprzedaż „elektryków” wyniosła w 2022 r. 580,5 tys. szt., co stanowiło 61 proc. ogólnokrajowego wolumenu samochodów z takim napędem. W pozostałych 34 stanach liczba rejestracji zatrzymała się na poziomie 368,8 tys. szt.
Sytuacja w USA zaczyna coraz bardziej przypominać „rynek dwóch prędkości”, obecny także w Europie. Z tą różnicą, że u nas o dysproporcjach decydują chyba głównie kwestie ekonomiczne, podczas gdy w USA na pierwszy plan coraz częściej wysuwa się polityka. Pytaniem otwartym pozostaje to, jak na deklaracje dealerów (a przynajmniej tej części nastawionej na „nie”) zareagują producenci, zwłaszcza teraz, kiedy tak wielu z nich zainwestowało miliardy w wielkie projekty związane z elektromobilnością.