Kto by się spodziewał, że Tucson z silnikiem diesla może zrobić tak dobre wrażenie? A jednak! Warto zaznaczyć, że nie testowaliśmy „zwykłego” Tucsona, ale usportowioną wersję N Line z najmocniejszą, 185-konną jednostką o pojemności dwóch litrów, napędem 4×4 i 8-biegowym automatem. Sportowego charakteru Tucsonowi dodają m.in. czarne i grafitowe elementy widoczne w specjalnym wzorze grilla i felg oraz lusterkach. Dynamizm sylwetki wzmacniają też przeprojektowane światła do jazdy dziennej. We wnętrzu o sportowy charakter dbają m.in. czerwone przeszycia obecne w skórzanym pasku na desce rozdzielczej, kierownicy, dźwigni biegów, fotelach czy podłokietniku. Wszystko to dobrze się komponuje i stanowi wartość dodaną. Mimo że wnętrze Tucsona należy określić jako zachowawcze (o czym świadczą choćby analogowe zegary), koreański producent poszedł też w kierunku gadżetów. Część z nich – jak przedłużana osłona przeciwsłoneczna – jest bardzo przydatna, niektóre – jak kompas wbudowany w lusterko wsteczne – należy traktować w kategoriach ciekawostki.
Bardzo praktyczna okazała się jednostka silnikowa. Silnik wysokoprężny oferował nie tylko dobre przyspieszenie do „setki”, ale też niezłą elastyczność przy wyższych prędkościach. Jednostka dobrze współpracowała z automatyczną skrzynią biegów – i to niezależnie od tego, czy korzystaliśmy z trybu normalnego, czy sportowego. Dynamiczna jazda okupiona była jednak wysokim spalaniem (nawet powyżej 10 litrów), choć warto pamiętać, że mowa o samochodzie, którego waga to blisko 1,8 tony, a ze względu na segment (SUV wielkości C) trudno bić mu rekordy w dziedzinie aerodynamiki. Dobrą robotę Koreańczycy wykonali również przy zawieszeniu. To, które dostępne jest w wersji N Line, jest twardsze niż w standardzie, ale pozostaje komfortowe – i to mimo 19-calowych felg. Spora w tym zasługa miękkich foteli (szczególnie przednich). Nie zakładamy też, by pasażerowie, którzy zajmą miejsce w drugim rzędzie, narzekali na ilość miejsca. Użytkowy charakter auta wzmacnia też spora przestrzeń bagażowa, która – w testowanym egzemplarzu – była dodatkowo wspierana przez automatycznie otwieraną, „inteligentną” klapę bagażnika.
Bogato wyposażony testowany egzemplarz N Line wyceniono na około 170 tys. zł, co jest wartością dwukrotnie wyższą od Tucsona w bazowej konfiguracji. Mimo to model wyrobił sobie taką renomę na rynku (w ubiegłym roku było to „12” najpopularniejsze auto na naszym rynku), że sporą część klientów, na przykład właścicieli Tucsona poprzedniej generacji, powinno się udać przekonać do wyboru konfiguracji obfitujących w dodatki. Zdecydowana większość warta jest swojej ceny.