Tavares już nie od dziś zwraca uwagę, że koszty związane z produkcją „elektryków” są na tyle wysokie, iż trudno o ich przerzucenie na konsumenta, bo – jak mówił na ubiegłorocznej konferencji Reuters Next – „większość klasy średniej nie byłaby w stanie tego udźwignąć”. Tymczasem obecnie, w obliczu kryzysu gospodarczego spotęgowanego wojną, klienci, jak i producenci są w jeszcze trudniejszej sytuacji. Nie dziwi więc, że w trakcie Międzynarodowego Salonu Samochodowego w Paryżu szef Stellantisa otwarcie skrytykował unijne plany. Tavares zaapelował do władz w Brukseli o renegocjację proponowanych zmian w przepisach, stwierdzając, że „to niezbędne”. „Dogmatyczna decyzja, która została podjęta, niesie konsekwencje społeczne, którym nie da się sprostać” – zauważył.
Carlos Tavares przekonywał, że wymuszenie przejścia na pojazdy elektryczne, które są droższe niż auta spalinowe i hybrydy, sprawi, że posiadanie samochodu będzie dla wielu nieopłacalne. „Jeśli odmówisz klasie średniej dostępu do swobody przemieszczania się, będziesz miał poważne problemy społeczne” – przestrzegł. Zdaniem Tavaresa rozwiązaniem byłoby postawienie na hybrydy, które mogłyby pomóc w obniżeniu CO2 o 50 proc. przy zachowaniu rozsądnych kosztów zakupu.
A skoro już mowa o cenach, przypomnijmy, że coraz bardziej upowszechnia się model subskrypcyjny, także jeśli chodzi o wynajem aut. To z jednej strony rozwiązanie dla osób, których nie stać na kupno samochodu na własność, z drugiej – dla tych, którzy po prostu wolą bardziej elastyczne podejście. Naprzeciw temu wyszedł ostatnio chiński producent „elektryków” Nio, który będzie oferował swoje samochody w Niemczech, Holandii, Szwecji i Danii tylko w abonamencie.