Zdaniem prezesa niemieckiego koncernu wyeliminowanie silników spalinowych z rynku może spowodować „zniekształcenia, których nikt nie będzie w stanie kontrolować”. Szef BMW uważa, że alternatywą mogą być ogniwa wodorowe, gdyż stworzenie infrastruktury do napełniania aut wodorem byłoby szybsze i tańsze niż tworzenie całej sieci potrzebnej dla samochodów elektrycznych. „Przekształcenie tradycyjnej stacji benzynowej w wodorową to kwestia zaledwie dwóch dni. Dlatego mocno wierzymy w wodór” – przekonywał. Według Zipse wodór jest „jedynym surowcem, który można produkować i przechowywać w sposób zrównoważony”, a także dużo łatwiej udostępniać go kierowcom.
Słowa szefa BMW pokrywają się z dotychczasowymi działaniami firmy, gdyż producent zawarł już współpracę z Toyotą (Japończycy jako pierwsi wprowadzili na rynek seryjnie produkowany model wodorowy – Mirai), która zaowocuje wodorowym SUV-em BMW iX5 Hydrogen – jego masowa produkcja rozpocznie się w 2025 r. BMW zależy na tym, by rozwijać się w wielu obszarach – obok aut elektrycznych, trwają prace nad samochodami spalinowymi i wodorowymi. Koncern chce, by do 2030 r. „elektryki” stanowiły połowę sprzedaży całej marki korporacyjnej, wliczając Rolls-Royce’a i Mini.
Co ciekawe, na temat tego rodzaju podejścia krytycznie wypowiadał się Jim Rowan, dyrektor generalny Volvo. Stwierdził on, że producenci, którzy nie weszli jeszcze całkowicie w segment pojazdów elektrycznych, muszą zastanowić się, czy rzeczywiście są w stanie tak funkcjonować. Volvo, w przeciwieństwie do BMW, chce do końca dekady sprzedawać tylko samochody elektryczne.