Stosunkowo przyzwoite wyniki (przynajmniej w odniesieniu do skali kryzysu w sektorze samochodowym), które branża zanotowała dwa miesiące temu, okazały się jednostkowym przypadkiem. Załamanie sprzedaży jest widoczne zwłaszcza na rynku brytyjskim, gdzie liczba rejestracji skurczyła się o niemal 20 proc., ale o kroku wstecz mogą mówić wszystkie kluczowe gospodarki Europy z wyjątkiem Niemiec.
Przykład Wielkiej Brytanii szczególnie zwraca uwagę, ponieważ jeszcze w listopadzie tamtejszy rynek zakończył miesiąc na niewielkim plusie. Pomimo słabej końcówki branża motoryzacyjna w UK zdołała zakończyć 2021 r. z 1-proc. wzrostem wolumenu, ale trudno w tym kontekście o powody do optymizmu, bo strata względem roku 2019 wyniosła aż 29 proc. – To kolejny wyjątkowo rozczarowujący rok dla przemysłu (…). Producenci muszą mierzyć się z niezliczonymi wyzwaniami, przede wszystkim niedoborem półprzewodników, który zdziesiątkował podaż – podkreślił Mike Hawes, szef branżowego stowarzyszenia SMMT.
O słabym grudniu mogą mówić również Włosi oraz Niemcy, gdzie spadki wyniosły kolejno 28 i 27 proc. W przypadku niemieckiego przemysłu nawet tak słaby wynik stanowi jednak niewielki progres, bo jesienią z salonów naszego zachodniego sąsiada wyjeżdżało nawet o 35 proc. nowych samochodów mniej. 2,62 mln aut w ciągu całego roku oznacza jednak spadek o 10 proc. i to względem i tak już słabego 2020 r. We Włoszech niska sprzedaż odbiła się również na segmencie pojazdów elektrycznych, który po okresie wzrostów zaliczył wpadkę przed samą metą.
Nieco lepiej Sylwestra będą wspominać natomiast przedstawiciele branży we Francji i Hiszpanii. Oba kraje zamknęły grudzień ze stratami nieprzekraczającymi 20 proc., a cały rok skończyły na minimalnym 1-proc. plusie. Za nie najgorszy rezultat na Półwyspie Iberyjskim odpowiadał m.in. Hyundai, który jako jeden z nielicznych zakończył grudzień z pozytywnym wynikiem. Marki związane z koreańskim producentem należą zresztą do wąskiego grona graczy, którzy z kryzysu podażowego wyszli obronną ręką.