Jan Szyszko w rozmowie z PAP tłumaczy, że rząd nie chce, by dopłaty były wykorzystywane przez klasę wyższą do zakupu pojazdów luksusowych, dlatego Komisja Europejska wyszła z założenia, że dobrym rozwiązaniem będzie udzielenie obywatelom wsparcia także przy zakupie aut bateryjnych z drugiej ręki. Jak jednak podkreśla, ostateczną decyzję w sprawie dopłat z KPO do używanych samochodów elektrycznych podejmie resort klimatu, który skłania się ku ograniczeniu dopłat do „używek” i koncentracji na dopłatach do nowych „elektryków”.
Wiceszef Ministerstwa Funduszy i Polityki Regionalnej przyznaje też, że ministerstwo przeprowadziło analizy, z których wynika, że wydanie publicznych pieniędzy na używane „elektryki” jest ryzykownym pomysłem, a ponadto – biorąc pod uwagę dane i prognozy rynku – wygląda na to, że „używki” będą stanowiły margines rynku aut elektrycznych. „Nie chcemy, by dopłaty wykorzystywane były do sprowadzania do Polski używanych elektroaut gorszej jakości. (…) Intencją polityki rozwojowej jest stymulowanie elektromobilności – tanich, dostępnych, powszechnych, nowych samochodów zeroemisyjnych” – twierdzi Jan Szyszko.
Przypomnijmy, że zgodnie z dotychczasowymi zapowiedziami rządu obywatele mieliby otrzymać nawet 40 tys. zł wsparcia przy zakupie używanego „elektryka” (przy czteroletnim limicie wieku samochodu i limicie cenowym na poziomie 150 tys. zł). Z kolei bazowa kwota dopłaty przy zakupie nowego samochodu elektrycznego sięgnie – najpewniej – 30 tys. zł (przy limicie cenowym wynoszącym 225 tys. zł). O tym, jak pomysł dopłat do używanych aut elektrycznych oceniają przedstawiciele branży, piszemy w naszym artykule.