Od bieżącego roku na rynku brytyjskim funkcjonuje bowiem mandat ZEV, który stawia przed branżą wymóg sprzedaży określonej liczby pojazdów zeroemisyjnych pod groźbą kar. Z roku na rok minimalny parytet „elektryków” będzie rósł, zaś w 2024 r. próg ustawiono na 22 proc. Według organizacji SMMT producenci nie sprostają nowym wymaganiom – obecne prognozy stowarzyszenia zakładają, że na brytyjskie drogi wyjedzie około 363 tys. aut elektrycznych, co przełożyłoby się na udział rzędu 18,7 proc.
Nie pomogą najpewniej nawet nadzwyczajne środki przedsięwzięte przez część marek w ostatnim kwartale roku – ograniczanie dostaw samochodów benzynowych oraz hybrydowych, a także dodatkowe rabaty na BEV-y. Choć skutki tych działań widać gołym okiem – w samym listopadzie rejestracje pojazdów elektrycznych wzrosły o 58,4 proc. (w efekcie w zeszłym miesiącu „elektryki” odpowiadały, za co czwarte nowe auta zarejestrowane w UK), wiele wskazuje na to, że na obecnym etapie większość marek walczy już co najwyżej o minimalizowanie strat.
Większość, ale nie wszyscy. Jak wynika z danych EV Volumes opublikowanych przez grupę Autovista, z przekroczeniem 22-proc. progu nie powinni mieć problemu producenci premium. Po dziesięciu miesiącach dobrze prezentuje się zwłaszcza sytuacja Volvo (28,4 proc. udziału aut elektrycznych; w przypadku połączenia sił z siostrzanym Polestarem, wartość ta wzrasta do 36,6 proc.), Grupy BMW (23,7 proc.) oraz Mercedesa (24,1 proc. po uwzględnieniu marki Smart). Na dobrej drodze do spełnienia norm w roku bieżącym znajduje się także MG z parytetem BEV-ów na poziomie 27,2 proc.
A co poza tym? Szanse na uniknięcie bardzo wysokich kar nadal mają Stellantis (18,1 proc. aut elektrycznych w sprzedaży koncernu; na rezultat całej grupy pracują głównie Peugeot i Vauxhall) oraz Hyundai Motor Group (16 proc.; zaniżane przez skromne wyniki Kii – tylko 13,2 proc. BEV-ów).
I to w zasadzie tyle, bo sytuacja pozostałych kluczowych motoryzacyjnych graczy prezentuje się już znacznie gorzej. Średnia w przypadku wszystkich marek grupy Volkswagen na koniec października wynosiła jedynie 13,9 proc. Przy obecnych szacunkach oznacza to, że niemiecki gigant będzie musiał zapłacić karę rzędu 468 mln funtów. Jeszcze dalej od celu znajduje się Toyota z udziałem w okolicach 10 proc. (i tak już „napompowanym” za sprawą niezłych wyników Lexusa).
Powodów do zadowolenia nie mają w Renault, bo tu auta elektryczne stanowią już tylko 8,3 proc. całości, co w dużej mierze wynika z faktu, że pierwszy elektryczny model Dacii – Spring, trafił do sprzedaży na rynku brytyjskim dopiero w 2024 r. Jakimś ratunkiem byłoby tu wspólne „rozliczenie” z Nissanem, ale nawet w przypadku takiego aliansu średnia wartość podskoczy jedynie do 10,5 proc.
W najtrudniejszym położeniu znajdują się jednak Mazda i Ford (6,7 proc.) – według branżowych ekspertów amerykański producent może zdecydować się na skorzystanie z jednego z kół ratunkowych i „pożyczyć” część przyszłych rejestracji (co najpewniej uratowałoby go w tym roku, ale znacznie zwiększyło wymagania na rok następny; sprawa o tyle godna rozważenia, że Ford może liczyć na duży skok sprzedaży „elektryków” z uwagi na zmiany w ofercie modelowej).
Koniec końców szacuje się, że w 2024 r. branża motoryzacyjna w UK zapłaci około 1,5 mld funtów kar. A potem? Będzie tylko trudniej, bo od 2025 r. parytet ZEV wzrośnie do 28 proc. Pytanie, czy wszyscy wyjdą z tego wyścigu cało?