Jeszcze na początku roku PA Consulting przewidywała drakońskie kary związane z nowymi normami emisji CO2. Podwyższone limity miały kosztować branżę motoryzacyjną kilkanaście miliardów euro – i to za sam 2021 r. Według prognoz PA Consulting próg 95 g/km okazałby się za wysoki dla producentów samochodowych, a na liście tych, którym udałoby się go spełnić, widniało puste pole.
PA Consulting myliło się. Minęło 9 miesięcy 2020 r., a lista zwycięzców robi się coraz dłuższa. Według analizy organizacji Transport&Environment na „zielonej liście” są już BMW, Volvo i PSA, które unikną kar, jeśli tylko utrzymają sprzedaż samochodów niskoemisyjnych w ostatnim kwartale 2020 r. W normie mieści się też FCA, które nawiązało współpracę z Teslą i tym jednym posunięciem oddaliło od siebie widmo gigantycznych strat – przynajmniej na razie. Blisko mety są również Toyota, Mazda, Ford, Nissan oraz Renault.
Dlaczego prognozy PA Consulting tak mocno rozminęły się z rzeczywistością? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, ale powodów można doszukiwać się m.in. w programach rządowych na rzecz rozwoju elektromobilności i atrakcyjnych planach obejmujących dofinansowanie „elektryków” w czasie pandemii, zwłaszcza na terenie Francji i Niemiec. Część producentów skorzystała też z możliwości „wspólnego rozliczania się” z wykonanego planu – to wspomniane już FCA, które zyskało na porozumieniu z Teslą, ale także para Toyota-Mazda. Nie można też zapomnieć o działalności producentów, którzy przyspieszyli wdrażanie nowoczesnych rozwiązań technologicznych. W rezultacie szacuje się, że do końca 2020 r. na terenie Unii Europejskiej zostanie sprzedanych milion elektrycznych aut. Rok później ta wartość ma wzrosnąć niemal dwukrotnie.
A co na to Komisja Europejska? „Chcieć to móc” mogłaby powiedzieć Ursula von der Layen, szykując kolejne restrykcje. Bo skoro branża, pomimo narzekań, poradziła sobie tak znakomicie z ograniczaniem emisji, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby pójść o krok dalej…