Niezbyt rozpoznawalne na Zachodzie Geely zwróciło uwagę wszystkich w 2010 r., kiedy za 1,8 mld dolarów kupiło firmę Volvo. Osiem lat później przedsiębiorstwo wykupiło 9,7 proc. udziałów w Daimlerze, stając się największym prywatnym udziałowcem niemieckiego koncernu. Wraz z nadejściem nowej dekady przedstawiciele Geely zamierzają wykonać kolejny krok – wprowadzić swój pierwszy samochód na rynek europejski. Czego możemy oczekiwać po chińskim producencie?
Na pierwszy rzut oka Geely nie imponuje. Jeśli zerkniemy na listę największych chińskich koncernów motoryzacyjnych, będziemy musieli „zjechać” o kilka pozycji, bo Geely zajmuje dopiero siódme miejsce. Z wolumenem wielkości około 2 mln samochodów firma jest daleko w tyle za SAIC-GM, liderem chińskiego rynku, który sprzedaje 3-4 razy więcej aut. Jest tylko jeden „haczyk” – wszystkie przedsiębiorstwa z „top 6” są kontrolowane przez państwo, co czyni Geely największym prywatnym koncernem samochodowym w ChRL.
Nowy projekt spółki – CMA, czyli w przełożeniu kompaktowo-modułowa architektura, który Geely realizuje we współpracy z Volvo, ma pozwolić na szybszą i bardziej wydajną produkcję pojazdów. W dobie koronakryzysu, kiedy problemami branży są polityka cenowa i niskie marże, inicjatywa chińskiego przedsiębiorcy może zapewnić mu przewagę nad resztą stawki.
A jeśli chodzi o propozycję na rynek europejski? Prawdopodobnie uświadczymy ją jeszcze w tym roku – mowa tu o modelu SUV o nazwie Lynk & Co 01. Auto dzieli niektóre elementy konstrukcyjno-technologiczne z Volvo, a według producenta ma być „najlepiej skomunikowanym samochodem na świecie”. Czy to – plus efektowny design pojazdu – wystarczy, aby przekonać do siebie Europejczyków?
Zdjęcie: Wikimedia, Shirley 501JFW