Już teraz władze koncernu mówią o historycznej chwili – i w zasadzie trudno im się dziwić, bo na papierze wszystko wygląda imponująco. Pierwszy „kampus”, który powstanie na północny wschód od Memphis będzie zajmował powierzchnię 14,5 km2 (dla porównania zakłady FCA w Tychach zajmują 2,4 km2, a fabryka Volkswagena we Wrześni – 2,2 km2). Na terenie kompleksu nazwanego Blue Oval City zatrudnienie znajdzie 6 tys. osób, a fabryka oprócz aut elektrycznych będzie również wytwarzać przeznaczone do nich baterie.
Z kolei w Kentucky, Ford we współpracy z SK Innovation, koreańskim producentem baterii elektrycznych, wybuduje dwa zakłady zajmujące się wytwarzaniem zaawansowanych baterii litowo-jonowych. Wkład azjatyckiej firmy we wspólny projekt ma wynieść około 4,4 mld dolarów, co oznacza, że łączne koszty inwestycji przekroczą granicę 10 mld dolarów. Prace w obu lokalizacjach mają zakończyć się w okolicach 2025/2026 roku.
Ford poinformował, że oba „huby” będą w stanie wytworzyć rocznie łączną liczbę baterii o mocy 129 gigawatogodzin, co w teorii miałoby obsłużyć milion samochodów elektrycznych. Fabryki mają być neutralne klimatycznie, bo jak podkreśliła Lisa Drake, dyrektor operacyjna północno-amerykańskiej filii Forda, „nie ma znaczenia, jak wiele pojazdów elektrycznych wyprodukujemy, jeżeli nie będziemy przywiązywać wagi do tego, w jakich warunkach je wytwarzamy”.
Projekt „niebieskiego miasta” to element szerszych planów inwestycyjnych Forda, który zadeklarował, że na rozwój elektromobilności zamierza przeznaczyć 30 mld dolarów do 2025 r. Firma podtrzymuje również stanowisko, że do 2030 r. 40-50 proc. światowej sprzedaży amerykańskiego producenta będą stanowiły auta elektryczne. Wizja jest zgodna z nieprawomocnymi ustaleniami, które przedstawiciele największych amerykańskich koncernów uzgodnili na wspólnym spotkaniu z prezydentem USA Joe Bidenem.