Od wielu miesięcy było jasne, że spośród dziesiątek chińskich start-upów zajmujących się produkcją aut elektrycznych, tylko nieliczni przetrwają pierwsze lata działalności. Można było przypuszczać, że w tym skromnym gronie znajdzie się również HiPhi, marka, która może nie miała za sobą takiego zaplecza jak BYD, ale wydawało się, że zdobyła pewną rozpoznawalność i pozycję pozwalającą myśleć o rozwoju.
Właściciele brandu założonego w 2019 r. poczuli się zresztą na tyle pewnie, że w 2023 r. postanowili rozpocząć działalność w Europie, debiutując w Norwegii oraz Niemczech. Mark Stanton, zarządzający działaniami firmy na terenie Starego Kontynentu deklarował, że na macierzystym rynku HiPhi odpowiada za 20-25 proc. sprzedaży elektrycznych aut premium, a odbiór marki podczas targów motoryzacyjnych w Monachium, miał być „niezwykle pozytywny”. Do tego stopnia, że producent zapowiadał rozszerzenie obecności na inne ważne europejskie rynki w okolicach 2027 r. – mówiło się m.in. o Wielkiej Brytanii.
Historia potoczyła się jednak inaczej – na początku 2024 r. HiPhi poinformowało o wstrzymaniu działalności na pół roku, po tym jak rok ubiegły zakończyło z niezbyt imponującym wolumenem 8 tys. sprzedanych samochodów. Kolejne miesiące wydawały się odwlekaniem nieuniknionego, a w sierpniu firma złożyła wniosek do sądu o ochronę przed wierzycielami, de facto ogłaszając bankructwo.
W tych okolicznościach tak szybka ekspansja może dziwić – start na zupełnie nowym, a przy tym tak odmiennym rynku zawsze obarczony jest przecież wielkim ryzykiem. Tyle że w samych Chinach sytuacja start-upów nie jest wcale łatwiejsza. Jeszcze w 2019 r. na krajowym podwórku funkcjonowało około 500 producentów pojazdów elektrycznych, ale po pięciu latach z tego grona została nieco ponad setka. Według firmy AlixPartners liczba ta będzie dalej się kurczyć, a na koniec dekady rentowność zachowa jedynie 19 przedstawicieli chińskiego sektora EV. Pozostali najpewniej podzielą los HiPhi.