Propozycja zaproponowana przez EPA wzbudziła niepokój wśród przedstawicieli branży motoryzacyjnej na terenie USA, którzy wskazują, że w obecnych warunkach jej wdrożenie nie byłoby ani działaniem rozsądnym, ani nawet możliwym z uwagi na napięte terminy.
Zgodnie z wytycznymi Agencji zaproponowanymi w kwietniu, w latach 2027-2032 próg emisji będzie stopniowo obniżany o 13 proc. każdego roku, co w praktyce miałoby oznaczać redukcję o 56 proc. Zdaniem analityków, by taki scenariusz mógł się sprawdzić, na koniec bieżącej dekady przynajmniej połowę wolumenu sprzedaży nowych samochodów musiałyby stanowić „elektryki”, a już dwa lata później udział aut zeroemisyjnych wzrósłby do dwóch trzecich rynku.
O tym, że to niemożliwe, miałaby świadczyć m.in. ciągle niewielka popularność pojazdów elektrycznych – w pierwszym kwartale roku BEV-y odpowiadały za około 7 proc. łącznej sprzedaży nowych aut w USA (to z jednej strony wzrost o 63 proc. względem ubiegłego roku, z drugiej – wynik znacznie niższy od tego, który uzyskały Europa i Chiny).
W tych okolicznościach próba dostosowania się do wytycznych Agencji oznaczałaby według branżowych stowarzyszeń znaczący wzrost cen samochodów, ograniczenie oferty modelowej, a nawet wykluczenie mieszkańców niektórych regionów. AFAI zwraca uwagę, że lokalni producenci musieliby w krótkim czasie poświęcić mnóstwo środków na opracowanie technologii efektywniejszych napędów spalinowych, co w konsekwencji przyczyniłoby się do wyhamowania elektryfikacji – ten ostatni argument często podnoszą również europejscy producenci i politycy w odniesieniu do normy Euro 7.
Ostateczna decyzja EPA będzie ważna z jeszcze jednego powodu – w przeciwieństwie do celu zaproponowanego przez prezydenta Joe Bidena dwa lata temu, limity wprowadzone przez Agencję Ochrony Środowiska będą wiążące na terenie całego kraju. Serwis Automotive News informuje, że 5 lipca EPA zakończy okres publicznych konsultacji w sprawie projektu.