Analitycy biją na alarm. Zbyt małe dostawy takich surowców jak lit, nikiel czy mangan spowolnią produkcję „elektryków”, tym samym podwyższając ich ceny – „Istnieje poważna kwestia, czy podaż w całym łańcuchu dorówna popytowi na baterie” – zauważył cytowany przez „Rzeczpospolitą” Daniel Harrison, analityk z firmy usługowej B2B w sektorze motoryzacji Ultima Media.
Europa starając się dogonić w wyścigu o baterie azjatyckich producentów, takich jak CATL, LG Chem czy Panasonic, szuka remedium w postaci budowy nowych, europejskich fabryk. Mają w tym pomóc miliardowe programy wsparcia przez UE. „Rzepa” podaje, że sam Volkswagen zbuduje sześć zakładów produkcyjnych w Europie, a Daimler wspólnie z partnerami – cztery.
Winą za problemy branży eksperci obarczają jednak ograniczoną dostępność surowców, a nie zbyt słabe moce produkcyjne. Przykładem może być wydobycie kobaltu w Demokratycznej Republice Konga (które, dodajmy, odbywa się w skrajnie złych warunkach, także z wykorzystaniem dzieci) – szacuje się, że nawet gdyby cały proces przeznaczyć w 100-proc. pod produkcję baterii do aut, to uzyskane zasoby nie byłyby w stanie sprostać wymogom branży motoryzacyjnej (zgodnie z wyliczeniami na rok 2030). A przypomnijmy, że samo uruchomienie kopalni zajmuje średnio 7 lat.
Jak sobie radzą z tą zagwozdką producenci? Volkswagen aktualnie stosuje strategię dostawy surowców regulowanych kontraktami na wyłączność m.in. z Australii czy Chile. Jednak efektywność tego typu działań może być zmitygowana przez wojny handlowe czy logistyczne obstrukcje. Szansą na realne i długofalowe zmniejszenie problemów są inwestycje w Europie, gdzie dostępnym surowcem jest choćby lit.
Pomocniczym i zarazem ekologicznym rozwiązaniem wydaje się recykling, tym bardziej może zaskakiwać fakt, że Europa ma w tym względzie sporo do nadrobienia chociażby w stosunku do Chin. Zagrożenie tempa rozwoju e-mobilności jest zatem realne i powinno wymusić zarówno na UE, jak i krajach członkowskich większą aktywność na rzecz wspólnego celu.